Data17.02.201714:00 - 19.02.201712:00

MiejsceZabłudów

KategoriaZloty

Opis wydarzenia

Zloty Zimowe nie są naszą (niemal) coroczną tradycją, jak te wakacyjne czy na El Clasico. Pierwszy pomysł na taki zlot pojawił się klika lat temu i odbył się w mieście Adama Małysza czyli w Wiśle. Udało nam się także dwukrotnie odwiedzić Szczyrk. Z tych spotkań wynieśliśmy mnóstwo pozytywnych wrażeń.

 

Mimo dość skromnej frekwencji zawsze towarzyszy nam dobra zabawa. Można śmiało powiedzieć, że to właśnie podczas zimowych spotkań występuję zjawisko integracji przez duże „A” i do tego z w wykrzyknikiem. W stu czy dwustuosobowym tłumie podczas Gran Derbi z pewnością ciężko o taką atmosferę.

 

W tym roku odeszliśmy od formuły, że jak jest zima to trzeba jechać w góry. Postanowiliśmy pochylić się nad prośbami osób, które zamieszkują tzn. polski biegun zimna czyli część kraju zwaną Podlasiem. FCBP ma tam wielu wiernych członków, a do tego nigdy wcześniej nie organizowaliśmy tam żadnego spotkania.

 

Wybór padł na Bobrową Dolinę tj. ośrodek konferencyjno-wypoczynkowy położony w samym sercu Puszczy Knyszyńskiej oddalony od Białegostoku ok. 17 km.

 

Oczywiście nie mielibyśmy pojęcia o tym miejscu gdyby nie aktywność osoby z naszej bordowo-granatowej rodziny. Krzysztof alias „Matka” mieszka w Białymstoku i to on zaproponował nam ten ośrodek. Wielokrotnie korzystamy z wiedzy i doświadczeń naszych członków przy wyborze miejsc na zloty. Jest to dla nas ogromna wartość dodana, ponieważ takie osoby najlepiej orientują się w swojej okolicy.

Już zjazd z głównej drogi w głąb lasu utwierdził nas w przekonaniu, że jednak dobrze, iż śnieg nieco zelżał i, że nie jedziemy samochodem typu seicento. Jednak byli też tacy, którzy postanowili pozwiedzać nocą podlaskie bezdroża, w związku z czym Kasia i Grzegorz zrobili urządzili sobie romantyczny wieczór w lesie, który zakończył się happy endem po interwencji ciągnika :). Ostatecznie znaleźliśmy się w środku głuszy, gdzie jak dowiedzieliśmy się, nie ma możliwości szybkiego wyskoczenia do sklepu czy gdziekolwiek indziej, chyba że chce się iść do lasu.

 

Mimo tych okoliczności, które zazwyczaj kojarzą się z początkiem horrorów klasy B, jak się później okazało to odcięcie od reszty świata zupełnie nam nie przeszkadzało, ponieważ wszystko co zlotowiczowi jest potrzebne do życia, mamy na miejscu.

 

W hotelu pierwszy przywitał nas czarny kot, który został naszą maskotką nazwaną przez nas Puma. Kot był hołubiony przez nas wszystkich i mile widziany w każdym pokoju z czego bardzo chętnie korzystał. Kot jest oczywiście kibicem FC Barcelony co z resztą widać na zdjęciach. Mimo obecności w hotelu kilku innych grup Puma jak na prawdziwego kibica przystało trzymał się głównie z nami: jadał z nami, spał z nami, integrował się z nami.

 

Po krótkim odpoczynku w piątek ruszyliśmy pełni obaw na prawdziwy kulig. Zapakowano nas na dwa wozy. Należało się mocno trzymać, ponieważ jak to na wozie nie mieliśmy żadnych zabezpieczeń (poza osobistą odpowiedzialnością). Ze względu na późną porę drogę rozświetlały nam jedynie pochodnie. Konie znały ją na pamięć, więc nie było obaw, że odmówią posłuszeństwa, a że na szczęście nie były mocno eksploatowane przez swoich właścicieli, cała droga upłynęła nam sielsko w stępie momentami tylko w kłusie, co wywoływało u nas mocniejsze napięcie mięśni.

 

Po kuligu ochoczo oddaliliśmy się nieco od ośrodka, gdzie przyszykowano dla nas ognisko z biesiadą. Kiełbaski, kaszanki, smalec oraz duże ilości grzańca to jest to na co czekaliśmy po podróży i kuligu.

Noc dla większości nie była długa, ale trzeba pamiętać, że część osób musiała pokonać czasem 500 km, aby dotrzeć do Bobrowej Doliny. Zresztą na zloty nie jeździ się dla wypoczynku.

 

Sobotni poranek rozpoczęliśmy od pysznego śniadania jakże innego od hostelowych tostów oraz płatków, które czasem mamy okazję spożywać podczas wyjazdów.  Plan na czas po śniadaniu był taki, że grzecznie rozejdziemy się na szeroko pojęta regenerację, aby przygotować się do atrakcji dnia oraz wieczoru. Jak się okazało plany planami, a rzeczywistość swoje. Śniadanie przedłużyło się do obiadu, a potem do kolacji. Chęć integracji okazała się silniejsza niż potrzeba odpoczynku a atmosfera aplikowana już od poranka, utrzymała się w głowach przez wiele godzin.

 

Pod wieczór przenieśliśmy się do sali konferencyjnej, gdziew formule „1 z 10” rozegraliśmy konkurs wiedzy o FCB oraz Barcelonie i Katalonii. Było ciekawie, ale z szacunku nie będziemy przytaczać tych odpowiedzi, które wywołały u nas salwy śmiechu. Zasłużonym zwycięzcą okazał się Jarek Uściński zwany Silent Jarkiem, drugie miejsce przypadło Michałowi Buczkowi, a trzecie Kasi Skurze, która jako jedyna kobieta wzięła udział w konkursie więc tym bardziej gratulujemy.

 

Po kolacji zasiedliśmy do twardej rozgrywki w iKnow i inne zabawy nie wymagające zbyt dużej koordynacji ruchowej i refleksu. Rano zorientowaliśmy się, że zajęło nam to aż 6 nieprzerwanych niczym godzin. Jak widać można kulturalnie się bawić w gronie kibiców :-). Trzeba jednak pamiętać, źe nie ma takiego zwierzęcia jak kotorożec, a dzik to nie jest odpowiedź na każde pytanie ”Jakie to zwierzę?”.

Niedzielny poranek to składanie przy śniadaniu wspomnień z poprzedniego dnia. Przed odjazdem nie mogliśmy powstrzymać się przed rozegraniem kilku partii iKnow.

 

W okolicach południa przyszedł czas na pożegnania i tylko Puma za nami zamiałczał…. Grupa spakowała się i z ciężkim sercem, za to w poczuciu dobrze spędzonego weekendu, rozjechała się do domów w całej Polsce.

 

 Do zobaczenia na bordowo-granatowym szlaku już niedługo bo kwietniu!

 AUTOR: Natalia Nowakowska