SOPOT - Prokom Trefl Sopot vs Winterthur Barcelona
Opis wydarzenia
8 marca 2007 roku w Sopocie odbył się w ramach koszykarskiej Euroligi mecz pomiędzy Prokomem Sopot a naszą drużyną - FC Barceloną. Z zakątków całej Polski zjechali się do Trójmiasta Cules, aby dopingować swój ukochany klub. Oczywiście nie mogło zabraknąć tam Fan Klubowiczów. Zdążyli jeszcze obdarować swoje panie kwiatkami i wyruszyli pociągami, samochodami, rowerami i czym tylko można było, by tylko być bliżej swojej drużyny.
Spotkaliśmy się pod halą Olivia w Gdańsku. Otrzymaliśmy swoje bilety i zaczekaliśmy na i czekaliśmy na resztę grupy, by razem wejść do środka. Nasze miejsca ulokowane były w sektorze dla gości, gdzie siedziało już kilkanaście osób. Jak się okazało byli to kibice prosto z Barcelony, którzy przyjechali wraz z koszykarzami. Ujrzeliśmy ich zdziwione miny, gdy zaczęliśmy zajmować miejsca obok nich, a gdy zaczęliśmy się rozbierać i spod naszych kurtek zaczęły się wyłaniać barwy FCB, w ich oczach można było zauważyć iskry i jeszcze większe zdziwienie. Na twarzach pojawiły się uśmiechy. Zasypali nas pytaniami - skąd? co? gdzie? jak? dlaczego? Kilku z nas biegle władało językiem katalońskim, więc dogadywaliśmy się z nimi bez żadnych problemów.
W czasie rozgrzewki zaczęliśmy wieszać flagi, robiliśmy pamiątkowe zdjęcia i przygotowywaliśmy się do meczu. Spotkanie rozpoczęło się i od razu z naszej strony dał się słyszeć doping. Praktycznie przez cały mecz zdzieraliśmy swoje gardła i dopingowaliśmy Barcę. Wrzawa była niesamowita. Mecz toczył się nie tylko na parkiecie, ale też na trybunach. 40 Barcelonismo przez 3 kwarty walczyło z halą wypełnioną po brzegi przez fanów sopockiego zespołu, by w końcu w 4 przekrzyczeć gospodarzy.
W trakcie meczu miał miejsce jeden "miły" incydent. Pod naszym sektorem zobaczyliśmy... chłopaka z szalikiem Realu. Momentalnie rozpętało się piekło. Wszyscy odwróciliśmy się i zaczęliśmy krzyczeć w jego stronę "Madrid cabron". Z równym zapałem co my robili to goście z Katalonii, a warto dodać, że sporo z nich dawno przekroczyło 40 lat.
Po spotkaniu zapanowała radość z wygranego 77:59 meczu. Meczu. Nie miały końca śpiewy i uściski. Po kilkunastu minutach zaczęliśmy się żegnać się z gośćmi, u których pojawiły się nawet łzy w oczach. Byli oszołomieni nasza postawą. Było nam bardzo milo. Babcie z Katalonii rozdzielały wszystkim buziaki.
Po meczu cześć ekipy wybrała się za hale gdzie stały autokary. Po kilkunastu minutach czekania spotkali się z koszykarzami Barcelony. Robili sobie oczywiście pamiątkowe zdjęcia i brali autografy.
Po całej imprezie część z nas udała się do Gdyni na "afterparty", aby świętować zwycięstwo w jednym z lokalnych pubów i na gdyńskiej plaży. Spotkanie zakończyło się późno w nocy. Ciężko było wrócić do rzeczywistości, ale widmo codziennych obowiązków sprawiło, że wszyscy musieli się pożegnać i zaczęli rozjeżdżać do domów. Pociągami, samochodami, rowerami.
8 marca 2007 roku w Sopocie odbył się w ramach koszykarskiej Euroligi mecz pomiędzy Prokomem Sopot a naszą drużyną - FC Barceloną. Z zakątków całej Polski zjechali się do Trójmiasta Cules, aby dopingować swój ukochany klub. Oczywiście nie mogło zabraknąć tam Fan Klubowiczów. Zdążyli jeszcze obdarować swoje panie kwiatkami i wyruszyli pociągami, samochodami, rowerami i czym tylko można było, by tylko być bliżej swojej drużyny.
Spotkaliśmy się pod halą Olivia w Gdańsku. Otrzymaliśmy swoje bilety i zaczekaliśmy na i czekaliśmy na resztę grupy, by razem wejść do środka. Nasze miejsca ulokowane były w sektorze dla gości, gdzie siedziało już kilkanaście osób. Jak się okazało byli to kibice prosto z Barcelony, którzy przyjechali wraz z koszykarzami. Ujrzeliśmy ich zdziwione miny, gdy zaczęliśmy zajmować miejsca obok nich, a gdy zaczęliśmy się rozbierać i spod naszych kurtek zaczęły się wyłaniać barwy FCB, w ich oczach można było zauważyć iskry i jeszcze większe zdziwienie. Na twarzach pojawiły się uśmiechy. Zasypali nas pytaniami - skąd? co? gdzie? jak? dlaczego? Kilku z nas biegle władało językiem katalońskim, więc dogadywaliśmy się z nimi bez żadnych problemów.
W czasie rozgrzewki zaczęliśmy wieszać flagi, robiliśmy pamiątkowe zdjęcia i przygotowywaliśmy się do meczu. Spotkanie rozpoczęło się i od razu z naszej strony dał się słyszeć doping. Praktycznie przez cały mecz zdzieraliśmy swoje gardła i dopingowaliśmy Barcę. Wrzawa była niesamowita. Mecz toczył się nie tylko na parkiecie, ale też na trybunach. 40 Barcelonismo przez 3 kwarty walczyło z halą wypełnioną po brzegi przez fanów sopockiego zespołu, by w końcu w 4 przekrzyczeć gospodarzy.
W trakcie meczu miał miejsce jeden "miły" incydent. Pod naszym sektorem zobaczyliśmy... chłopaka z szalikiem Realu. Momentalnie rozpętało się piekło. Wszyscy odwróciliśmy się i zaczęliśmy krzyczeć w jego stronę "Madrid cabron". Z równym zapałem co my robili to goście z Katalonii, a warto dodać, że sporo z nich dawno przekroczyło 40 lat.
Po spotkaniu zapanowała radość z wygranego 77:59 meczu. Meczu. Nie miały końca śpiewy i uściski. Po kilkunastu minutach zaczęliśmy się żegnać się z gośćmi, u których pojawiły się nawet łzy w oczach. Byli oszołomieni nasza postawą. Było nam bardzo milo. Babcie z Katalonii rozdzielały wszystkim buziaki.
Po meczu cześć ekipy wybrała się za hale gdzie stały autokary. Po kilkunastu minutach czekania spotkali się z koszykarzami Barcelony. Robili sobie oczywiście pamiątkowe zdjęcia i brali autografy.
Po całej imprezie część z nas udała się do Gdyni na "afterparty", aby świętować zwycięstwo w jednym z lokalnych pubów i na gdyńskiej plaży. Spotkanie zakończyło się późno w nocy. Ciężko było wrócić do rzeczywistości, ale widmo codziennych obowiązków sprawiło, że wszyscy musieli się pożegnać i zaczęli rozjeżdżać do domów. Pociągami, samochodami, rowerami.