Data06.12.200700:00 - 11.12.200723:59

MiejsceBarcelona

KategoriaWyjazdy

Opis wydarzenia

Czwarta z kolei wyprawa pod szyldem Blaugranatours już na wstępie była dla wszystkich uczestników ciekawym przeżyciem, choćby ze względu na... datę podróży. 6 grudnia, punktualnie o godzinie 10, na Dworcu Letnim w Poznaniu stawili się wszyscy uczestnicy i choć nikt nie spotkał tego dnia po drodze Mikołaja, to humory dopisywały wszystkim. Adrenalina jednak dała o sobie znać dużo wcześniej niż na meczu, bo już w podróży, kiedy to 400km przed osiągnięciem celu... złapaliśmy gumę. Jednak po przemiłej rozmowie z ‘France Assistance' oraz bardzo edukacyjnej konwersacji z francuskimi wulkanizatorami z Montpellier usterki zostały naprawione, a każdy z nas, bogatszy o nowe francuskie słowo: La Ventiiil był gotowy na dalszą podróż. Reszta trasy przebiegła bez problemów i późnym popołudniem zameldowaliśmy się w Badalonie, milo zaskoczeni przez dwudziestotrzystopniową temperaturę panującą w Katalonii. Nikt z nas, przyzwyczajonych do polskiej zimy, nie spodziewał się takich "upałów" w pierwszym tygodniu grudnia.

 

Szybkie zameldowanie w pokojach i już po niespełna dwóch kwadransach wszyscy, mimo męczącej podróży, z zapasem nowych sił byli gotowi na podbój Barcelony. Podzieleni na mniejsze podgrupki część z nas udała się do portu pod pomnik Kolumba, inni wybrali nocne spacery urokliwymi uliczkami Bari Gothic, a pozostali rozkoszowali się delikatnym szumem fal na katalońskiej plaży.

 

Następnego dnia, po śniadaniu, pomimo (w wielu przypadkach) wyjątkowo krótkiego snu, udaliśmy się do FCBotiga, za zakupy. Oczywiście każdy z nas znalazł tam to, czego potrzebował, o czym marzył, oraz... mnóstwo innych rzeczy, które wręcz błagały cieniutkim głosem: "Weź mnie ze sobą do domu!" (tylko ja słyszałem te głosy? ;) ) Po zakończeniu zakupów, obładowani jakże przyjemnym ciężarem blaugranowych toreb, udaliśmy się na posiłek a potem na dalsze zwiedzanie. Wieczór (i zdecydowanie część poranka dnia następnego) jednym upłynął pod znakiem niekończących się debat na wszelakie tematy w hostelowej świetlicy, innych zaś uraczył bardzo popularnymi dyskotekami i innymi tegoż rodzaju atrakcjami.

W końcu przyszła długo przez wszystkich oczekiwana niedziela, czyli dzień wyjątkowego meczu z Deportivo La Coruna. Spotkanie miało się jednak rozpocząć wieczorem, zatem postanowiliśmy kilkunastoosobową ekipą odwiedzić kilka ciekawych miejsc. Po szybkim ustaleniu na mapie najodpowiedniejszej kolejności do zwiedzania ruszyliśmy w drogę. Jeszcze przed południem dotarliśmy do północno-centralnej części miasta, gdzie ulokowany jest gigantyczny ogród z przepięknymi elementami architektonicznymi, czyli Park Guell. 1,5 godzinny spacer minął błyskawicznie, zatem kroki skierowaliśmy w kierunku Sagrady. Będąc nawet kolejny raz w stolicy Katalonii, grzechem jest nie zobaczyć tego cudu Gaudiego. Mieliśmy również okazję podziwiać bożonarodzeniowe stragany, ulokowane w tym czasie na wielkim placu obok kościoła. Z "minimum programowego", pozostały nam jeszcze Barcelońskie wzgórza Montjuic. Kilka stacji metrem, wjazd kolejką i niedługi czas później znajdujemy się na wysokości 173m n.p.m. wCastell de Montjuic. Stojąc na szczycie fortyfikacji nie sposób nie zachwycić się wręcz cudowną panoramą miasta. Druga strona twierdzy, czyli prawie pionowy klif, odsłonił nam widok na port oraz lotnisko. Aparaty rozgrzały się niemal do czerwoności, jednak wiejący silny wiatr zamiast studzić przegrzane baterie, spowodował, że kolejka linowa ze szczytu góry do portu została zamknięta.

 

Po powrocie do centrum szybka konsumpcja obiadu i powrót do Hostelu w celu przygotowania się do meczu. Przywdzianie barw klubowych, m.in. koszulek i szalików, nie zajęło dużo czasu, zatem już 3 godziny przed meczem zebraliśmy się w holu gotowi do wyjścia. Już w metrze dało się słyszeć jak się w Polsce kibicuje. Głośny doping zwrócił na nas uwagę większej części Katalończyków. Przed meczem jeszcze wizyta na Mini Estadi, gdzie swój ligowy mecz grała Barça B. Wejście na Camp Nou odbyło się szybko i sprawnie. Początkowy niekorzystny wynik szybko został "naprawiony" za sprawą Ronaldinho i Xavi'ego. Atmosfera meczowa udzielała się każdemu z nas, poświadczyć to może przesympatyczna Katalonka w wieku zbliżonym klubowi, która szybko podchwyciła intonowane przez nas przyśpiewki. Po zakończeniu spotkania szybkie zdjęcia i pełni radości, dumni oraz szczęśliwi rozeszliśmy się świętować zwycięstwo. To była długa noc...

 

Kolejny dzień przyszedł zdecydowanie za wcześnie. Jednak mimo to wszyscy sprawnie zapakowali bagaże do autokaru. Poranna prasa, ostatnie zdjęcia z flagą Fan Clubu i rozpoczęliśmy drogę powrotną. Punktualnie i zgodnie z planem, wczesnym wtorkowym popołudniem dotarliśmy do Poznania. Gromkie brawa dla organizatorów z chwilą zatrzymania autokaru jak najbardziej zasłużone.

 

AUTOR: bambosh