Data09.03.200708:00 - 11.03.200717:00

MiejsceWrocław

KategoriaZloty

Opis wydarzenia

10 marca 2007 roku był przez długi czas wyczekiwany przez rzesze polskich Barcelonismo. Wszystko za sprawą faktu, że tego dnia rozgrywano Wielkie Derby Europy. Do Wrocławia miały zjechać dziesiątki fanów. Pierwsi zaczęli meldować się już w piątek z samego rana. Miejscowi przedstawiciele FCBP już kilka miesięcy wcześniej zadbali o rezerwację noclegów i miejsc w klubie, gdyż swoją obecność w stolicy Dolnego Śląska zapowiedziała prawie setka Cules z całej Polski!

Gdy swoje miejsca w pokojach zajmowali pierwsi przybyli, w kilkudziesięciominutowych odstępach w hostelu meldowali się kolejni. Po zebraniu się w nieco większe grupki fani Blaugrany udali się na wrocławski rynek, by choć postarać się wyczuć pierwsze oznaki wiosny wśród zabytkowych wrocławskich kamienic. Wieczorem wszyscy spotkali się w jednym miejscu, by na spokojnie porozmawiać, a nierzadko dopiero się poznać. Nie jest tajemnicą, że zlot z okazji marcowych Gran Derbi był dla wielu pierwszą okazją do poznania tych, których do tej pory kojarzyło się jedynie z nieskończenie długich, nocnych debat na GG na tematy związane nie tylko z Barceloną. Dyskusjom wręcz nie było końca. Po dobrych kilku godzinach zdecydowaliśmy się na zasłużony wypoczynek.

Następnego dnia z samego rana, mimo minimalnie krótkiego snu, wszyscy zameldowali się przed hostelem uzbrojeni w sprzęt piłkarski. Jak na prawdziwych kibiców przystało postanowiliśmy urządzić turniej piłki nożnej halowej. Kłopotów z wybraniem składów drużyn oszczędził podział administracyjny Polski. Zatem niedługi czas później na hali sportowej w jednej ze szkół, gotowe do gry były ekipy: Górny Śląsk 1, Górny Śląsk 2, Opole, drużyna reszty świata i drużyna gospodarzy, czyli Wrocław. Czterogodzinny turniej, zgodnie z filozofią Joga Bonito toczył się nieprzerwanie na najwyższym poziomie. Najlepsza okazała się drużyna z Opola. Nikt spośród obserwatorów turnieju nie narzekał choćby przez chwilę na brak emocji i dobrego humoru. Po zakończonym turnieju nadszedł czas na obiad. Jedni, zmęczeni futbolem, zdecydowali się na spożycie produktów w popularnej restauracji u Pana McDonalda, inni naprowadzali się wzajemnie na bary serwujące dobre i niedrogie domowe jedzenie.

Późnym popołudniem po głowach wszystkich przybyłych krążyła już tylko jedna myśl. Wraz z upływem kolejnych godzin emocje coraz bardziej dawały o sobie znać. Wszyscy czekali już tylko na mecz z odwiecznym rywalem, dlatego klub "13" zaczął zapełniać się bordowo-granatowymi barwami dobre 3 godziny przed spotkaniem. Tuż przed rozpoczęciem meczu w górę poszły szaliki i flagi, a cały lokal przepełniała tylko jedna wspaniała melodia - hymn FC Barcelony, hucznie odśpiewany przez dziesiątki fanów. Atmosfera panująca w tym czasie nie pozwalała skupić się na niczym innym, jak tylko na meczu. Doping, prowadzony przede wszystkim przez zaprawionych w boju reprezentantów Górnego Śląska, prezentował się na wysokim poziomie. Głośne okrzyki przeplatały się z coraz mocniejszymi i żywszymi brawami. Przerwa w meczu również obfitowała w ciekawe sytuacje. Po przyjacielskich gestach wymiany szalików z "zabłąkanym kibicem", wszyscy rozpoczęli drugą połowę. Wraz z upływem czasu, emocje na boisku rosły.

Wynik 3:3, jakim zakończyło się spotkanie, dla jednych był powodem do skrzywionej miny, u innych jednak przywoływał uśmiech radości. Nie na co dzień jest się przecież świadkiem tak wyjątkowego wydarzenia, kiedy to w doliczonym czasie gry geniusz jednego piłkarza odwraca losy spotkania. Kiedy ściskane od 80 minuty dłonie w końcu wędrują ku niebu, kiedy setki szali w jednej sekundzie sięgają gwiazd i kiedy niezliczona ilość gardeł wspólnie rodzi najpiękniejszy z możliwych dźwięków na świecie...

Noc, co było do przewidzenia, szybko się nie zakończyła. Dyskusje na temat meczu i gry zawodników stanowiły główny temat rozmów jeszcze przez długie godziny. Nie wiedzieć kiedy przyszedł niedzielny poranek, co dla wielu oznaczało powrót do domu. Ostatnie słowa zamienione na korytarzach hostelu, wymiana numerów z nowopoznanymi Cules oraz obietnice niedługiego spotkania sprawiały, że pożegnania do najsmutniejszych nie należały. Każdy bowiem, kto choć raz uczestniczył w zlocie Wielkiej Rodziny Barcelonismo wie, że kwestią czasu jest, kiedy znów rzesze najwierniejszych fanów z całej Polski tego samego dnia obiorą jeden wspólny kierunek na mapie...