Katowice - Gran Derbi
Opis wydarzenia
I choć pogoda za oknem kiepska, za pasem perspektywa świątecznej wieczerzy, to nic nie jest w stanie przeszkodzić gronu culés w spotkaniu się podczas najważniejszego dla nas święta piłkarskiego w roku - Gran Debri Europa. Cała impreza zaczęła się już dzień wcześniej, kiedy to przybyli ludzie z różnych zakątków naszego kraju. Po czułych powitaniach na katowickim peronie, przypuściliśmy sztorm na halę na Józefowcu, która miała stać się areną futsalowych zmagań czterech drużyn Barcelonistów i jednej złożonej z fanów 'Blancos'. Wynik nie był tu oczywiście najważniejszy, bo liczyła się przede wszystkim dobra zabawa i rywalizacja w duchu fair play. I chociaż nie obyło się bez niewielkich spięć, to wszyscy udali się pod prysznice z uśmiechem na twarzy, przybijając sobie 'piątki' i gratulując co bardziej efektywnych akcji.
Zmęczenie nie szło jednak na szczęście w parze z utratą dobrych humorów. Uzupełniwszy tylko zapas energii o pożywny posiłek, udaliśmy się do miejsca naszego noclegu. Sponsorami imprezy byli napój 'Black Currant' prosto z Tesco oraz pizzeria 'Gruby Benek', która zaopatrzyła nas w zbawienne jedzenie, nawet w środku nocy. Rozmowy na tematy z Blaugraną trwały do białego rana, mimo iż była to przecież jedna z najdłuższych nocy w całym roku. Obudzeni przypływem świeżego powietrza, każdy z nas skupiony był już tylko na wieczornym wydarzeniu i w głowie rozgrywał ten mecz. Atmosfera była bardzo luźna, wszyscy dowcipkowali i byli pozytywnie nastawieni. Do miejsca, w którym oglądać mieliśmy mecz, a więc pubu 'STS', przybyliśmy już około godziny 15, uprzednio zjadłszy obfity posiłek. Czas umilał nam grający w tle Manchester United, a następnie nasze oczy cieszyły się widokiem derbów Mediolanu. Jednak to wszystko było tylko uwerturą do tego co tego wieczora miało się wydarzyć. Mniej więcej godzinę przed meczem, topografia lokalu została diametralnie zmieniona. Wszystkie stoliki przenieśliśmy na koniec lokalu lub na bok, tak by nie przeszkadzały nam w kibicowaniu na stojąco. Gdy na Camp Nou zabrzmiał pierwszy gwizdek arbitra, na ulicy Stawowej w Katowicach rozpoczął się niesamowity kocioł. Chóralne śpiewy, które gdyby proporcjonalnie zostały przeniesione do serca stolicy Katalonii, z pewnością uskrzydliłyby w jeszcze większym stopniu naszych piłkarzy. Nawet gdy padł gol jak się potem okazało jedyny, a zarazem zwycięski, dla Realu, STS nie zgasł. Tam dalej trwała fiesta. Pełną parą. Śpiewy nie ucichły nawet na minutę w trakcie drugiego aktu tego najznamienitszego futbolowego spektaklu. Każdy z nas pełnym sercem był w tym momencie z Dumą Katalonii i niczego innego w tej chwili nie pragnął jak właśnie gola strzelonego zespołowi Królewskich. Mimo heroicznych prób naszych piłkarzy, w tym dniu Iker Casillas pozostał niepokonany, a Real wywiózł z Katalonii trzy punkty. Ale to nie było dla nas ważne. Ważny był wysiłek jacy nasi piłkarze włożyli w to spotkanie. Bo Barcelony przecież nie kocha się za to, że zawsze wygrywa. Kochamy ją i tego w stanie nie jest zmienić nic.
Podziękowawszy piłkarzom za grę i opuściliśmy lokal, który tego wieczora nie okazał się dla nas zbyt szczęśliwy. Następnie, każdy z nas udał się w drogę do domu. Bowiem kiedyś trzeba wrócić do szarej rzeczywistości. I choć nie udało się wygrać, to i tak będziemy fenomenalnie wspominać ten wieczór. Takie chwile tworzą historię, a my sami czujemy się zjednoczeni. A święta i tak były w barwach Blaugrana.
I choć pogoda za oknem kiepska, za pasem perspektywa świątecznej wieczerzy, to nic nie jest w stanie przeszkodzić gronu culés w spotkaniu się podczas najważniejszego dla nas święta piłkarskiego w roku - Gran Debri Europa. Cała impreza zaczęła się już dzień wcześniej, kiedy to przybyli ludzie z różnych zakątków naszego kraju. Po czułych powitaniach na katowickim peronie, przypuściliśmy sztorm na halę na Józefowcu, która miała stać się areną futsalowych zmagań czterech drużyn Barcelonistów i jednej złożonej z fanów 'Blancos'. Wynik nie był tu oczywiście najważniejszy, bo liczyła się przede wszystkim dobra zabawa i rywalizacja w duchu fair play. I chociaż nie obyło się bez niewielkich spięć, to wszyscy udali się pod prysznice z uśmiechem na twarzy, przybijając sobie 'piątki' i gratulując co bardziej efektywnych akcji.
Zmęczenie nie szło jednak na szczęście w parze z utratą dobrych humorów. Uzupełniwszy tylko zapas energii o pożywny posiłek, udaliśmy się do miejsca naszego noclegu. Sponsorami imprezy byli napój 'Black Currant' prosto z Tesco oraz pizzeria 'Gruby Benek', która zaopatrzyła nas w zbawienne jedzenie, nawet w środku nocy. Rozmowy na tematy z Blaugraną trwały do białego rana, mimo iż była to przecież jedna z najdłuższych nocy w całym roku. Obudzeni przypływem świeżego powietrza, każdy z nas skupiony był już tylko na wieczornym wydarzeniu i w głowie rozgrywał ten mecz. Atmosfera była bardzo luźna, wszyscy dowcipkowali i byli pozytywnie nastawieni. Do miejsca, w którym oglądać mieliśmy mecz, a więc pubu 'STS', przybyliśmy już około godziny 15, uprzednio zjadłszy obfity posiłek. Czas umilał nam grający w tle Manchester United, a następnie nasze oczy cieszyły się widokiem derbów Mediolanu. Jednak to wszystko było tylko uwerturą do tego co tego wieczora miało się wydarzyć. Mniej więcej godzinę przed meczem, topografia lokalu została diametralnie zmieniona. Wszystkie stoliki przenieśliśmy na koniec lokalu lub na bok, tak by nie przeszkadzały nam w kibicowaniu na stojąco. Gdy na Camp Nou zabrzmiał pierwszy gwizdek arbitra, na ulicy Stawowej w Katowicach rozpoczął się niesamowity kocioł. Chóralne śpiewy, które gdyby proporcjonalnie zostały przeniesione do serca stolicy Katalonii, z pewnością uskrzydliłyby w jeszcze większym stopniu naszych piłkarzy. Nawet gdy padł gol jak się potem okazało jedyny, a zarazem zwycięski, dla Realu, STS nie zgasł. Tam dalej trwała fiesta. Pełną parą. Śpiewy nie ucichły nawet na minutę w trakcie drugiego aktu tego najznamienitszego futbolowego spektaklu. Każdy z nas pełnym sercem był w tym momencie z Dumą Katalonii i niczego innego w tej chwili nie pragnął jak właśnie gola strzelonego zespołowi Królewskich. Mimo heroicznych prób naszych piłkarzy, w tym dniu Iker Casillas pozostał niepokonany, a Real wywiózł z Katalonii trzy punkty. Ale to nie było dla nas ważne. Ważny był wysiłek jacy nasi piłkarze włożyli w to spotkanie. Bo Barcelony przecież nie kocha się za to, że zawsze wygrywa. Kochamy ją i tego w stanie nie jest zmienić nic.
Podziękowawszy piłkarzom za grę i opuściliśmy lokal, który tego wieczora nie okazał się dla nas zbyt szczęśliwy. Następnie, każdy z nas udał się w drogę do domu. Bowiem kiedyś trzeba wrócić do szarej rzeczywistości. I choć nie udało się wygrać, to i tak będziemy fenomenalnie wspominać ten wieczór. Takie chwile tworzą historię, a my sami czujemy się zjednoczeni. A święta i tak były w barwach Blaugrana.