Gdynia - Gran Derbi
Opis wydarzenia
Trójmiasto (kasz. Trzëgard [nie mylić z Trzodgrodem]) - konurbacjia złożona z Gdańska, Gdyni i Sopotu. Właśnie to miejsce zostało wybrane na lokalizację kolejnego już zlotu polskich Cules z okazji Gran Derbi.
Zimowa aura nie sprzyja dalekim podróżom. Nie przeszkodziło to jednak kibicom w bordowo-granatowych barwach stawić się w Gdyni już w piątkowy poranek. Pierwsi wyruszili z domów jeszcze w środku nocy, często jadąc przez całą Polske, by móc w Trójmieście dzielnie zagrzewać dopingiem swoją ukochaną drużynę do zwycięstwa.
Pomorzanie, nie zwracając uwagi na chłód i wiatr, od samego rana odbierali kolejne grupy Cules zjawiające się na dworcu, odprowadzając je do hostelu, znajdującego się nad samym morzem. Nie było końca serdecznym uśmiechom, uściskom dłoni oraz okrzykom radości, gdy raz po raz w hostelu pojawiały się dawno niewidziane twarze serdecznych przyjaciół. Po przybyciu większości piątkowych przyjezdnych, przyszedł czas na wspólną wyprawę do knajpy, by w przyjaznej atmosferze powspominać dawne spotkania, oraz wymienić się opiniami na temat nadchodzącego meczu. Miejscem docelowym okazał się być Pub "Flauta" (zwany przez niektórych Falloutem). Był on już świadkiem wielu zabawnych sytuacji, których nie zabrakło do późnych godzin nocnych oraz miejscem zrodzenia się pewnej szatańskiej inicjatywy, do której jeszcze w tej relacji powrócimy. Po opuszczeniu lokalu cała "wataha" udała się spowrotem do hostelu. Pomimo iż znajdował się niespełna 100 metrów od lokalu, wszystkim droga wydawała się niebywale długa. Do dziś zastanawiam się czym to było spowodowane. Po dotarciu praktycznie nikt nie myślał o spaniu, cała ekipa nadal przejawiała ochotę do dalszej sielanki, niektórzy jednak przegrali ze zmęczeniem. Wspomniana wcześniej szatańska inicjatywa, połączona z niebywałem rozbawieniem gdyńskich gości, doprowadziła do "tragicznego" finału - w niewyjaśnionych okolicznościach "banda sześciu", a dokładniej trzech potworów z Trzodness, pozbawiła naszego serdecznego przyjaciela skarbu, który pieczołowicie pielęgnował przez ostatnie cztery lata.
Sobotni poranek był połączeniem lamentów, przeplatanych łzami rozbawienia. Owe reakcje były spowodowane widokiem naszego "nowego" pobratymca - Słejziego. Niestety nie wszystkim było do śmiechu. Niektórzy połowe dnia musieli spędzić w łóżku, prawdopodobnie spowodowane to było złą reakcją organizmu na ilość jodu we wdychanym powietrzu. Ci, którym jod nie zaszkodził, udali się na śniadanie do "Flauty". Po śniadaniu członkowie FCBP podzielili się na mniejsze grupki. Niektórzy udali się do aquaparku, inni postanowili pojechać do Gdańska. Większa część pozostała jednak w Gdyni, a reszta nadal w łóżkach przyzwyczajała swój organizm do jodu. Późnym popołudniem przyszedł czas na kolejną z atrakcji przygotowaną przez FCBP - kręgle w jednym z sopockich klubów. Większość z cules pierwszy raz w życiu miała do czynienia z kulą oraz dziesięcioma kręglami ustawionymi po przeciwnej stronie toru. Niektórym dość szybko poszło zapoznanie się z tajnikami tego sportu, innym nieco gorzej, co doprowadziło również do paru zabawnych sytuacji. Po zakończeniu wspólnej rywalizacji przyszedł czas, by wrócić do Gdyni na najważniejsze wydarzenie tego weekendu - Gran Derbi...
Jedno z najważniejszych spotkań w sezonie mieliśmy oglądać w pobliżu stadionu miejscowej Arki, w namiocie, który z powodu awarii ogrzewania został pieszczotliwie nazwany "lodówką". Mimo niewiele wyższej temperatury niż na dworze, nikt z obecnych tam kibiców nie tracił dobrych humorów. Przebieg całego spotkania postanowiło nakręcić "TVN24". Dodatkowo redaktor stacji przeprowadził wywiady z trzema członkami zarządu FCBP.
Punktualnie o godzinie 22:00 gwizdek sędziego rozpoczął Gran Derbi, zwane również Derbami Europy. Już po kilku minutach Cules zapomnieli o chłodzie, rozgrzewając się chóralnymi śpiewami oraz podziwiając kolejne zagrania piłkarzy Dumy Katalonii, nagradzając je gromkimi brawami. Pierwsza połowa ostudziła nieco głowy kibiców, oczekujących rozgromienia "Królewskich", ponieważ pomimo przytłaczającej przewagi Blaugrany, to przyjezdni stworzyli sobie najdogodniejszą sytuację do strzelenia bramki. Nie zachwiało to jednak wiary licznie zgromadzonych kibiców, którzy nadal z taka samą werwą zagrzewali swoją drużynę do boju. W 70 minucie w "lodówce" zrobiło się gorąco niczym na katalońskiej plaży, gdyż sędzia bez wahania wskazał na "wapno" po faulu Salgado na Sergio Busquetsie. Do piłki podszedł niezawodny zazwyczaj Samuel Eto'o. Kameruńczyk nie wykorzystał jednak tej jakże dogodnej sytuacji do wyprowadzenia swojej drużyny na prowadzenie. Co sie odwlecze, to nie uciecze. Już 13 minut później po rzucie rożnym popularny "Samu" do niebywałej euforii, strzelając pierwszego, lecz jakże ważnego gola w tym meczu. Kilka minut później wynik ustalił niezastąpiony Leo Messi, technicznie przerzucając piłkę nad bezradnym Casillasem. Ostatni gwizdek sędziego, niczym iskra, spowodował wybuch niesamowitej wrzawy, porównywalej do atmosfery na piłkarskim stadionie. Toastom i śpiewom nie było końca. Wszyscy świętowali do białego rana...
Niedziela w pewnym stopniu przypominała dzień piątkowy. Wiele uścisków dłoni, tym razem jednak w geście pożegnania. Zjednoczeni przez weekend Cules ponownie musieli podzielić się na mniejsze grupki i wyruszyć w drogę powrotną w wybrane rejony naszego kraju, z nadzieją jednak, iż ponownie będzie nam wszystkim dane razem oglądać poczynania naszej ukochanej druzyny...
Z tego miejsca pragniemy podziękować organizatorom, FCBP oraz całej rzeszy polskich Cules, dzięki którym mogliśmy emocjonować się El Clasico w jakże doborowym towarzystwie. Denko!
Trójmiasto (kasz. Trzëgard [nie mylić z Trzodgrodem]) - konurbacjia złożona z Gdańska, Gdyni i Sopotu. Właśnie to miejsce zostało wybrane na lokalizację kolejnego już zlotu polskich Cules z okazji Gran Derbi.
Zimowa aura nie sprzyja dalekim podróżom. Nie przeszkodziło to jednak kibicom w bordowo-granatowych barwach stawić się w Gdyni już w piątkowy poranek. Pierwsi wyruszili z domów jeszcze w środku nocy, często jadąc przez całą Polske, by móc w Trójmieście dzielnie zagrzewać dopingiem swoją ukochaną drużynę do zwycięstwa.
Pomorzanie, nie zwracając uwagi na chłód i wiatr, od samego rana odbierali kolejne grupy Cules zjawiające się na dworcu, odprowadzając je do hostelu, znajdującego się nad samym morzem. Nie było końca serdecznym uśmiechom, uściskom dłoni oraz okrzykom radości, gdy raz po raz w hostelu pojawiały się dawno niewidziane twarze serdecznych przyjaciół. Po przybyciu większości piątkowych przyjezdnych, przyszedł czas na wspólną wyprawę do knajpy, by w przyjaznej atmosferze powspominać dawne spotkania, oraz wymienić się opiniami na temat nadchodzącego meczu. Miejscem docelowym okazał się być Pub "Flauta" (zwany przez niektórych Falloutem). Był on już świadkiem wielu zabawnych sytuacji, których nie zabrakło do późnych godzin nocnych oraz miejscem zrodzenia się pewnej szatańskiej inicjatywy, do której jeszcze w tej relacji powrócimy. Po opuszczeniu lokalu cała "wataha" udała się spowrotem do hostelu. Pomimo iż znajdował się niespełna 100 metrów od lokalu, wszystkim droga wydawała się niebywale długa. Do dziś zastanawiam się czym to było spowodowane. Po dotarciu praktycznie nikt nie myślał o spaniu, cała ekipa nadal przejawiała ochotę do dalszej sielanki, niektórzy jednak przegrali ze zmęczeniem. Wspomniana wcześniej szatańska inicjatywa, połączona z niebywałem rozbawieniem gdyńskich gości, doprowadziła do "tragicznego" finału - w niewyjaśnionych okolicznościach "banda sześciu", a dokładniej trzech potworów z Trzodness, pozbawiła naszego serdecznego przyjaciela skarbu, który pieczołowicie pielęgnował przez ostatnie cztery lata.
Sobotni poranek był połączeniem lamentów, przeplatanych łzami rozbawienia. Owe reakcje były spowodowane widokiem naszego "nowego" pobratymca - Słejziego. Niestety nie wszystkim było do śmiechu. Niektórzy połowe dnia musieli spędzić w łóżku, prawdopodobnie spowodowane to było złą reakcją organizmu na ilość jodu we wdychanym powietrzu. Ci, którym jod nie zaszkodził, udali się na śniadanie do "Flauty". Po śniadaniu członkowie FCBP podzielili się na mniejsze grupki. Niektórzy udali się do aquaparku, inni postanowili pojechać do Gdańska. Większa część pozostała jednak w Gdyni, a reszta nadal w łóżkach przyzwyczajała swój organizm do jodu. Późnym popołudniem przyszedł czas na kolejną z atrakcji przygotowaną przez FCBP - kręgle w jednym z sopockich klubów. Większość z cules pierwszy raz w życiu miała do czynienia z kulą oraz dziesięcioma kręglami ustawionymi po przeciwnej stronie toru. Niektórym dość szybko poszło zapoznanie się z tajnikami tego sportu, innym nieco gorzej, co doprowadziło również do paru zabawnych sytuacji. Po zakończeniu wspólnej rywalizacji przyszedł czas, by wrócić do Gdyni na najważniejsze wydarzenie tego weekendu - Gran Derbi...
Jedno z najważniejszych spotkań w sezonie mieliśmy oglądać w pobliżu stadionu miejscowej Arki, w namiocie, który z powodu awarii ogrzewania został pieszczotliwie nazwany "lodówką". Mimo niewiele wyższej temperatury niż na dworze, nikt z obecnych tam kibiców nie tracił dobrych humorów. Przebieg całego spotkania postanowiło nakręcić "TVN24". Dodatkowo redaktor stacji przeprowadził wywiady z trzema członkami zarządu FCBP.
Punktualnie o godzinie 22:00 gwizdek sędziego rozpoczął Gran Derbi, zwane również Derbami Europy. Już po kilku minutach Cules zapomnieli o chłodzie, rozgrzewając się chóralnymi śpiewami oraz podziwiając kolejne zagrania piłkarzy Dumy Katalonii, nagradzając je gromkimi brawami. Pierwsza połowa ostudziła nieco głowy kibiców, oczekujących rozgromienia "Królewskich", ponieważ pomimo przytłaczającej przewagi Blaugrany, to przyjezdni stworzyli sobie najdogodniejszą sytuację do strzelenia bramki. Nie zachwiało to jednak wiary licznie zgromadzonych kibiców, którzy nadal z taka samą werwą zagrzewali swoją drużynę do boju. W 70 minucie w "lodówce" zrobiło się gorąco niczym na katalońskiej plaży, gdyż sędzia bez wahania wskazał na "wapno" po faulu Salgado na Sergio Busquetsie. Do piłki podszedł niezawodny zazwyczaj Samuel Eto'o. Kameruńczyk nie wykorzystał jednak tej jakże dogodnej sytuacji do wyprowadzenia swojej drużyny na prowadzenie. Co sie odwlecze, to nie uciecze. Już 13 minut później po rzucie rożnym popularny "Samu" do niebywałej euforii, strzelając pierwszego, lecz jakże ważnego gola w tym meczu. Kilka minut później wynik ustalił niezastąpiony Leo Messi, technicznie przerzucając piłkę nad bezradnym Casillasem. Ostatni gwizdek sędziego, niczym iskra, spowodował wybuch niesamowitej wrzawy, porównywalej do atmosfery na piłkarskim stadionie. Toastom i śpiewom nie było końca. Wszyscy świętowali do białego rana...
Niedziela w pewnym stopniu przypominała dzień piątkowy. Wiele uścisków dłoni, tym razem jednak w geście pożegnania. Zjednoczeni przez weekend Cules ponownie musieli podzielić się na mniejsze grupki i wyruszyć w drogę powrotną w wybrane rejony naszego kraju, z nadzieją jednak, iż ponownie będzie nam wszystkim dane razem oglądać poczynania naszej ukochanej druzyny...
Z tego miejsca pragniemy podziękować organizatorom, FCBP oraz całej rzeszy polskich Cules, dzięki którym mogliśmy emocjonować się El Clasico w jakże doborowym towarzystwie. Denko!